Plac budowy drogi szybkiego ruchu

Rynek nieruchomości pobija kolejne rekordy. Coraz więcej osób dostrzega zysk w kupnie mieszkania na wynajem – osoby prywatne, drobni inwestorzy, ubezpieczyciele. Sytuacja w Polsce stała się wręcz kuriozalna, ponieważ deweloperzy nie mają miejsc na inwestycje budowlane.

Gdyby podsumować zeszły rok nieruchomości w liczbach, to 90 tysięcy mieszkań zostało ukończonych i oddanych do użytkowania przez deweloperów, a na kolejne 100 tysięcy podpisano umowy sprzedaży. To tylko lokale w apartamentowcach, do których należy doliczyć prawie drugie tyle jednorodzinnych domków postawionych przez indywidualnych inwestorów. Rok 2017 to rok nadwiślanego szaleństwa.

Walka z deficytem mieszkań

U podłoża tej hossy leży chroniczny deficyt lokali mieszkalnych. W Unii Europejskiej statystyczny mieszkaniec ma dla siebie średnio 1,6 pokoju, a statystycznemu Polakowi przypada jedna izba i to ciasna. Zamieszkujemy ciasne, często zrujnowane mieszkania o niskim standardzie wyposażenia. Unijny standard to dla Polski inwestycja nawet w 3 miliony domów i mieszkań.

Przez niskie dochody gospodarstw domowych walka ze wspomnianym deficytem trwa od lat. W Niemczech pracownik o przeciętnych zarobkach może kupić 15-metrowe mieszkanie już za roczną pensję brutto i to w stolicy. W Warszawie natomiast przeciętnie zarabiający Polak za swoje roczne wynagrodzenie może pozwolić sobie wyłącznie na maksymalnie 7 metrów kwadratowych lokalu.

Czas zauważalnych zmian

Coraz więcej Polaków zaczęło dostrzegać zmiany. Pensje idą w górę szybciej niż ceny, a domowe budżety są co roku zasilane 22 miliardami złotych z programu 500+. Dzięki temu gospodarstwa domowe generują nadwyżki. Chętnych do pracy jest coraz więcej, a bezrobocie coraz niższe. Ze względu na rosnący w siłę rynek pracownika, firmy dają pracownikom podwyżki, by ich zatrzymać. Według prognoz trendy te utrzymają się przez jakiś czas, więc ludzie korzystają z korzystnej sytuacji.

To tylko jedna strona medalu. Po drugiej stronie widać umiarkowaną inflację i globalny trend obniżania stóp procentowych, przez co pieniądz jest po prostu tani. Od wiosny 2015 roku główna stopa procentowa jest na poziomie 1,5% i póki co Rada Polityki Pieniężnej nie zapowiada podwyżek.

Taka mieszanka nadwyżek domowych finansów i stosunkowo niedrogich kredytów hipotecznych rozkręciła akcje kredytowe. Zgodnie ze statystykami NBP w III kwartale 2017 roku wartość udzielonych kredytów hipotecznych sięgnęła prawie 12 miliardów złotych, a to o 22,4% więcej niż w roku poprzednim. To częściowo wyjaśnia rekordowy popyt na nieruchomości na rynku pierwotnym i wtórnym.

Dlaczego częściowo? Ponieważ obecna hossa na rynku nieruchomości jest zupełnie inna niż dotychczasowe.

Skąd w Polsce takie horrendalne ceny?

Tak niskie stopy procentowe mogą być traktowane dwojako. Dla jednych to dobra wiadomość, ponieważ kredyty są tanie, dla innych jednak zła – oprocentowanie depozytów i lokat jest śmiesznie niskie. W zeszłym roku przeciętne oprocentowanie roczne lokaty bankowej było na poziomie 1,5%. Oznacza to, że z ulokowanego tysiąca złotych w banku po roku i po potrąceniu podatku Belki zarabiało się w odsetkach niewiele ponad 13 złotych. Taki zysk zniechęcił mnóstwo ludzi. Zaczęto szukać rozsądnych alternatyw, które gwarantowałyby wyższe zyski oraz porównywalny do lokaty poziom bezpieczeństwa.

Statystyki NBP potwierdzają przenoszenie z lokat bankowych pieniędzy na rynek nieruchomości, o czym mówi Bartosz Turek, analityk w firmie Open Finance.

W siedmiu największych miastach Polski blisko 50 tys. nowych mieszkań zostało w ubiegłym roku kupionych wyłącznie za gotówkę – wyjaśnia specjalista firmy zajmującej się pośrednictwem finansowym. – Polacy wyciągnęli z banków i zainwestowali w mieszkania ok. 20 mld zł.

Po drobnych inwestorach za wynajem wzięły się firmy. Wizja rentownej i zarazem bezpiecznej inwestycji jest dla wszystkich kusząca.